BMW C Evolution – recenzja elektrycznego skutera BMW
Elektryczny skuter BMW C Evolution w swojej najnowszej wersji w końcu trafił do Polski. Miałem okazję pojeździć na nim kilka dni. Jest niemal bezgłośny, kosmicznie przyspiesza, a jeżdżenie na nim kosztuje grosze. Oto moje pierwsze wrażenia.
Koncept elektrycznego skutera oddział BMW odpowiedzialny za motocykle (BMW Motorrad) zaprezentował już w 2009 roku. Model C1-E był swego rodzaju pochodną skutera C1 (z silnikiem spalinowym) – wyjątkowego pod tym względem, że wyposażonego w dach i pasy bezpieczeństwa. W C1-E zamontowano silnik elektryczny i zestaw akumulatorów. Pojazd w takiej wersji niestety nigdy nie trafił do sprzedaży.
Kolejne podejście do skutera elektrycznego inżynierowie BMW podjęli w 2012 roku. Zaprezentowali wtedy skuter BMW C Evolution. Wielu fanów jednośladów uznało projekt jedynie za futurystyczną wizję i nie spodziewali się oni, że pojazd faktycznie trafi do sprzedaży. Tymczasem BMW już dwa lata po prezentacji zaczął seryjną produkcję skutera. Niestety pojazd oferowany był tylko w wybranych krajach, wśród których – jak to często bywa – nie było Polski.
Pod koniec 2016 roku BMW zapowiedział modernizację C Evolution. Wymieniono przede wszystkim akumulatory. W skuterze zamontowano te same, które wykorzystywane są w elektrycznych autach BMW i3. Od tej pory dostępne są dwie wersje BMW C Evolution. Tak zwana „europejska”, o zasięgu maksymalnym 100 km oraz wersja „Long Range”, o zwiększonym zasięgu i większej mocy silnika. Ponoć potrafi przejechać nawet 160 km, zanim potrzebne będzie podładowanie akumulatorów.
Nowa wersja BMW C Evolution dosłownie kilka dni temu trafiła do sprzedaży w Polsce. Do naszego kraju przyjechała pierwsza dostawa kilkunastu sztuk tego skutera. Jedną udostępniono mi na kilkudniowe testy. Zdążyłem nim pokonać około dwustu kilometrów (wyłącznie po Warszawie – bałem się wyjeżdżać gdzieś w trasę), więc mogę już wydać wstępną opinię. A brzmi ona: „Wow!!!”
Wersja produkcyjna BMW C Evolution wygląda tak jak pierwszy prototyp – futurystycznie i sportowo. Skuter jest zresztą bardzo podobny do opisywanego już przeze mnie BMW C 600 Sport.
Jak wspomniałem, BMW C Evolution to skuter elektryczny. Silnik umieszczono przed tylnym kołem. Napęd przenoszony jest na tylne koło przy pomocy paska z zębami. Widać to na poniższej ilustracji (pochodzi z zestawu zdjęć prasowych BMW).
Praktycznie całą przestrzeń pod siedzeniem oraz kanał między nogami wypełniają akumulatory (ich całkowita pojemność to 94 Ah). Testowałem model podstawowy, zwany „europejskim”. Według danych producenta, silnik skutera generuje moc ciągłą 15 KM (11 kW) i moment obrotowy 72 Nm dostępny w całym zakresie obrotów. Te parametry powodują, że pojazd jest teoretycznie odpowiednikiem skutera z silnikiem spalinowym 125 cm3. Przy mocy 15 KM spełnia wymagania stawiane pojazdom, na których można jeździć ze zwykłym prawem jazdy kategorii B (nie trzeba mieć motocyklowego prawa jazdy – kategorii A).
Skuter przez krótką chwilę może jednak zwiększyć moc nawet do 35 kW (47 KM), co daje niesamowite wrażenia przy przyspieszaniu.
Model „Long Range” ma mocniejszy silnik – 26 KM (19 kW) mocy ciągłej i także 35 kW mocy chwilowej. Ta wersja wymaga już prawa jazdy kategorii A.
BMW C Evolution jest bardzo ciężkim skuterem – waży aż 265 kg, czyli tyle, co dość spory motocykl. Duży wpływ na jego masę mają akumulatory. Model „Long Range” jest jeszcze cięższy (275 kg).
Sporą masę czuć już w momencie wsiadania na skuter. Lepiej nie pochylać się wtedy za bardzo na boki, bo można się łatwo przewrócić. Gdy już dosiądziemy futurystycznego rumaka, pozycja za kierownicą jest bardzo wygodna. Siodło umieszczone jest dość wysoko (81 cm), więc przy moim wzroście (nieco ponad 1,8 m), nie byłem w stanie postawić na ziemi stóp płasko – podpierałem się palcami. Pasażer siedzi jeszcze wyżej (jego siedzisko jest na wysokości 96 cm).
Podest na stopy jest „płasko-ukośny” – możemy zająć typową skuterową pozycję typu „kibelek” (jak to złośliwie określają motocykliści), gdy kolana mamy zgięte pod kątem prostym, ale mamy też z przodu ukośne podesty, więc możemy wyciągnąć nogi przed siebie i zająć pozycję typu „cruiser”. Jest wygodna podczas dłuższych tras bez zatrzymanki.
Lusterka osadzone są dość szeroko (szerokość skutera na wysokości lusterek to aż 96 cm), więc widoczność w nich jest naprawdę bardzo dobra. Świetnie widać pojazdy za plecami. Niestety trzeba uważać podczas jazdy w korku między samochodami, żeby nie zaczepić o lusterka aut. Manewrowanie dodatkowo utrudnia duża masa skutera – na moim prywatnym skuterze 125 cm3 ważącym poniżej 100 kg jest o niebo łatwiej. Szybko można się jednak przyzwyczaić i dynamiczna jazda po zakorkowanym mieście też jest możliwa.
Skuter wyposażony jest w 15-calowe koła z oponami 120/70 R15 z przodu i 160/60 R15 z tyłu. Na przednim kole zamocowano dwie 270-milimetrowe tarcze hamulcowe, z tyłu jest jedna taka tarcza. C Evolution ma także system ABS oraz elektroniczny system kontroli trakcji, który zapobiega uślizgowi kół także przy przyspieszaniu.
Dobrze, ale jak to jeździ?!
Najważniejsze – jak się jeździ na takim skuterze? Skutery elektryczne, z którymi miałem dotychczas do czynienia, rozpędzały się do najwyżej 40-45 km/h. Przyspieszenie też nie robiło jakiegoś wrażenia. Robił wrażenie za to brak hałasu typowego dla silnika spalinowego. Odkręcasz manetkę, a skuter rusza zupełnie bezszelestnie.
Gdy po raz pierwszy dosiadłem BMW C Evolution, przedstawiciele BMW ostrzegli mnie, że skuter nieprzeciętnie przyspiesza. Sugerowali nawet, że spuszczę manto większości aut sportowych na ulicy (podpuszczali nawet do wyścigu kolegę, który akurat przejeżdżał pod biurem najnowszym BMW M4). Dlatego ruszając po raz pierwszy na C Evolution, odkręciłem manetkę bardzo, bardzo delikatnie, bojąc się, że skuter wyrwie mi się spod nóg. Na szczęście reakcja na manetkę jest bardzo delikatna i przy lekkim odkręceniu skuter łagodnie (i bezszelestnie) ruszył do przodu.
BMW C Evolution oferuje cztery tryby jazdy (zmieniane przyciskiem MODE na kierownicy): ECO PRO (ekonomiczny, zapewnia największy zasięg), ROAD (typowy, drogowy), SAIL (na dłuższe trasy, gdy rzadko hamujemy) i DYNAMIC (do dynamicznej jazdy). Na początek ustawiłem tryb ECO PRO. Wyjechałem na ulicę, odkręcam manetkę mocniej, skuter przyspiesza całkiem dobrze, ale… w sumie porównywalnie do skuterów z silnikami 200-300 cm3. Szału nie ma.
Maksymalne odkręcenie manetki też nie robi wielkiego wrażenia. Skuter nadal zachowuje się łagodnie. To wystarczające przyspieszenie do miasta, ale oczekiwałem czegoś więcej.
Nie interesowały mnie tryby ROAD czy SAIL. Przestawiłem od razu na tryb DYNAMIC. W tym momencie mój BMW C Evolution dosłownie zdziczał! Wyjechałem na kawałek prostej drogi i odkręciłem manetkę do końca. A pojazd z cichym sykiem dosłownie w jednym momencie wyrwał jak narwany do przodu. Miałem wrażenie, że urwie mi ręce! Przyspieszenie jest dosłownie kosmiczne!
Wrażenie dodatkowo potęguje praktyczny brak hałasu. Co prawda nie jest zupełnie bezgłośnie, pracę silnika elektrycznego słychać (wydaje charakterystyczny dźwięk, który przypomina odgłosy wydawane przez pojazdy w filmach science-fiction). Ponieważ jednak charakterystyka silników elektrycznych jest taka, że cały moment obrotowy mamy dostępny praktycznie w pełnym zakresie prędkości obrotowej, więc przekłada się to na praktycznie liniowe przyspieszenie. Skuter tak samo przyspiesza od zera do około 125 km/h (to elektronicznie ograniczona prędkość maksymalna). Przyspieszenie do 50 km/h trwa podobno dwie i pół sekundy. Do setki – ponoć koło sześciu, ale mam wrażenie, że w praktyce mniej. Czyli – faktycznie, jak w sportowym aucie!
Trzeba się naprawdę bardzo pilnować w mieście, bo C Evolution momentalnie przekracza setkę. Ponieważ skuter jest niesamowicie cichy, więc czujemy, że jedziemy szybko jedynie przez pęd powietrza. Dlatego najlepiej po prostu zerkać na prędkościomierz i kontrolować prędkość, bo na C Evolution bardzo łatwo o mandat za zbyt szybką jazdę, a nawet ryzykujemy utratę prawa jazdy. Jeśli mamy tendencję do mocnego wciskania pedału gazu w samochodzie, a na motocyklu lubimy odkręcać manetkę, lepiej przestawić skuter w trybie ECO PRO, gdy jeździmy po mieście.
Jaki ma zasięg?
Gdy pokazywałem C Evolution kilku moim znajomym, pierwsze pytanie, które mi wszyscy zadawali, brzmiało: „Jak daleko pojedzie?”. Zgodnie z deklaracjami producenta testowany model „europejski” ma zasięg około 100 km. Po pełnym naładowaniu akumulatorów licznik wskazuje zasięg 74 km. Po przejechaniu 40 km zasięg spada do 35 km, co – po zsumowaniu – nadal daje 75 km. Nie zauważyłem jakiejś dużej różnicy pomiędzy tym, czy jeździłem w trybie DYNAMIC, czy ECO PRO. Teoretycznie ten ostatni powinien wydłużyć zasięg o dodatkowe 30 km. Ale przez te kilka dni testów chciałem się nacieszyć przyspieszeniem skutera, więc raczej nie jeździłem spokojnie i dawałem mu trochę w kość 😉 Trzeba jednak założyć, że zasięg przy typowej jeździe po mieście to właśnie bardziej okolice 70 niż 100 km. To wciąż wystarczający zasięg na jakieś dwa-trzy dni jeżdżenia, jeśli mieszkamy w mieście i dojeżdżamy do pracy tylko kilka kilometrów. Ja mieszkam pod Warszawą, redakcję mamy w „Mordorze” na Domaniewskiej, więc w jedną stronę mam 16 km. Teoretycznie mógłbym ładować C Evolution raz na dwa dni. Wolałem jednak doładować akumulatory codziennie (a tak dokładnie, ładowałem skuter w nocy w garażu).
Do skutera dołączono ładowarkę, którą z jednej strony podłącza się do gniazda w lewym schowku obok kierownicy, a z drugiej do zwykłego domowego gniazda elektrycznego 230 V. Akumulatory skutera można zatem łatwo doładować praktycznie wszędzie. Naładowanie akumulatorów do pełna trwa niecałe cztery godziny. Podczas ładowania w skuterze uruchamia się jakiś wentylator, który głośno hałasuje, więc jeśli ładujemy C Evolution w garażu w nocy, dobrze, byśmy mieli uszczelnione drzwi. Ewentualnie można obniżyć na ładowarce prąd ładowania ze standardowych 13 A do 6 A, wówczas wentylator pracuje znacznie ciszej, ale akumulatory ładują się też blisko dwukrotnie dłużej.
Ma nawigację?
To kolejne pytanie zadawane przez moich znajomych. BMW C Evolution ma nowocześnie wyglądający zestaw wskaźników. Na kierownicy zamontowano kolorowy ekran LCD, na którym wyświetlane są wszystkie niezbędne informacje: prędkość, poziom naładowania akumulatora, zasięg, temperatura, licznik przejechanych kilometrów itp. Niestety… nawigacji brak. A szkoda, bo skoro już jest całkiem spory ekranik, to nawigacja by się jednak przydała. Byłby co prawda problem we wprowadzaniu adresu, bo ekran nie jest dotykowy, ale – właśnie – powinien być dotykowy. Nawigacji na pewno (mnie przynajmniej) brakuje.
Na ekranie wyświetlić możemy za to takie ciekawostki, jak liczbę zużytych kilowatów na każdy przejechany kilometr, średnią prędkość, czas jazdy, temperaturę zewnętrzną i kilka innych. Jest też oczywiście zegarek, na którego brak często narzekam w moich recenzjach skuterów 😉
Mamy też wskaźnik mocy („ePower”) i wskaźnik „Charge”, który pokazuje, jak wiele mocy odzyskujemy podczas hamowania. Gdy skuter hamuje, silnik działa jak prądnica i doładowuje akumulatory. Gdy puścimy manetkę przy dużej prędkości, zaczyna wytracać prędkość na tyle szybko, że aż zapala sam tylną lampę „STOP”. System nawet nazwano „regeneracyjnym odzyskiwaniem energii podczas hamowania” (RBS – Regenerative Brake System), chociaż w dołączonej polskiej instrukcji używane jest też pojęcie „rekuperacji”.
Przyznam jednak, że podczas jazdy w ogóle nie przejmowałem się odzyskiwaniem energii – chciałem się wyszaleć na C Evolution. Może dlatego nie udało mi się zwiększyć zasięgu ponad wspomniane 70 km 😉
Schowki, podgrzewane manetki i inne bajery
Recenzowany przeze mnie BMW C 600 Sport miał podgrzewane manetki. Ten sam „ficzer” dostępny jest też w C Evolution. Wciskamy przycisk na kierownicy i po chwili robi się cieplutko w dłonie. To fajny bajer, zwłaszcza w takie chłodnie dni, jakie są obecnie.
C 600 Sport miał też podgrzewaną kanapę. W C Evolution nie ma niestety takiej opcji. Widocznie zjadałaby za dużo prądu i zasięg jeszcze bardziej by zmalał.
BMW C Evolution ma tylko dwa schowki. Jeden niewielki na kolumnie kierownicy. Można w nim schować portfel, rękawiczki czy klucze do domu. Drugi schowek mamy pod kanapą. Ale dość ciekawie rozwiązany, bo otwiera się tylko siedzisko pasażera, a w schowku zmieści się tylko jeden kask. Niestety schowek został skutecznie ściśnięty przez akumulatory. Dobrze, że chociaż ten jeden kask można schować (mieści się pełnowymiarowy kask szczękowy).
BMW C Evolution ma jeszcze dwa bajery, rzadko spotykane w skuterach, o których warto wspomnieć. Pierwszy to hamulec postojowy. Gdy otworzymy boczną stopkę, blokowane jest tylne koło. W efekcie skuter nie zjedzie gdy zaparkujemy go na pochyłej ulicy. Można też wysunąć sobie stopkę gdy stoimy na czerwonym świetle pod górkę.
Drugi bajer to… bieg wsteczny. Na kierownicy wciskamy przycisk R i podczas gdy jest wciśnięty, odkręcamy manetkę. Skuter rusza do tyłu – na szczęście powoli, a maksymalna prędkość to 3 km/h. To świetna pomoc przy manewrowaniu skuterem, zwłaszcza podczas parkowania (lub wyjeżdżania z miejsca parkingowego).
Mój werdykt
BMW C Evolution to najfajniejszy skuter, jakim miałem przyjemność jeździć. Podoba mi się w nim prawie wszystko – począwszy od designu, poprzez pozycję za kierownicą, wybajerzony ekranik i – przede wszystkim – wrażenia z jazdy. Kosmiczne przyspieszenie i dźwięk silnika jak z filmów sci-fi (zwłaszcza gdy jedzie się po podziemnym garażu) – to coś, czego długo nie zapomnę.
Mankamentem jest oczywiście cena. Podstawowa wersja BMW C Evolution kosztuje 60 tysięcy złotych. To więcej, niż najdroższe maksiskutery na rynku, takie jak BMW C 650 Sport czy Yamaha T-Max 530. Ale gdybym miał wybierać między C Evolution a nimi właśnie, przez moment bym się nie wahał i wziął elektryka od BMW. To skuter, który chciałbym kiedyś mieć.